środa, listopada 11, 2015

Z czym Polska pojedzie na COP21? Polityka klimatyczna po wyborach



W Polsce nie ma dobrego momentu na szerszą dyskusje o zmianach klimatu, polityce klimatycznej, konwencji klimatycznej czy unijnym pakiecie klimatycznym.  Od ponad dekady, czyli od momentu ratyfikacji protokołu z Kioto oraz od daty przyjęcia w ramach wstępowania  do UE zobowiązania do wdrożenia pierwszej unijnej dyrektywy o handlu emisjami obowiązuję zasada, że o istocie globalnego ocieplenia  i antropogenicznych przyczynach zmiany klimatu się nie rozmawia konstruktywnie.  Polityka klimatyczna podporządkowana została polityce energetycznej, a ta trudnej i niestety coraz gorzej rokującej polityce pro-węglowej. Mechanizm podporządkowania innych polityk polityce węglowej jest dość prosty, udoskonalany od czasów polityki energetycznej  z 2004/2005 roku i był z powodzeniem stosowany także przy pracach nad obecnym projektem polityki energetycznej PEP’2050):
  1. ustalenie nierealnie wysokiego zapotrzebowania na energię elektryczną z wysokim udziałem węgla, co otwiera kolejne decyzje inwestycyjne w elektrownie węglowe
  2. założenie wysokich cen węgla (w projekcie PEP2050 - 104 USD/t aż do 2050)  i (deklaratywnie)  niskiej ceny energii elektrycznej w hurcie
  3. pominiecie szczegółowych analiz i ocen wielkości zasobów węgla i realności ich pozyskania z nowych złóż  po konkurencyjnych kosztach oraz konkurencyjności energii elektrycznej z nowych elektrowni węglowych  opartych na polskim węglu

Dopasowanie do powyższego schematu postępowania polityki ochrony atmosfery, zasobów wodnych, glebowych, ochrony zdrowia, społecznej, spójności i rolnej, transportowej, naukowej, zagranicznej, podatkowej  i przerzucenie kosztów w polityki szczegółowe  odbywa się bez dalszego roztrząsania czy można było  inaczej i bez rzetelnej ceny skutków. Nie ma znaczenia, że polityki energetyczne od 2004 roku przeszacowują zapotrzebowanie na energię.  Wysoki udział energii elektrycznej z węgla w PEP ogranicza sensowność działań na rzecz efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii, prowadzi do nieopłacalności magazynowania energii inaczej niż w rezerwie operacyjnej mocy starych elektrowni węglowych, bez OZE i magazynów energii nie ma transportu elektrycznego, a to napędza importu z Rosji  ropy i biomasy do współspalania z węglem z Rosji, a w końcu tańszego węgla itd.  Każdy nowy rząd zanim szerzej zorientuje się w sytuacji jest już w pułapce układu powiązań, zależności, podjętych decyzji. Staje się bezradny, nawet jak wie że będą one drenować gospodarkę i budżet i nie pozwolą  wywiązać ze zobowiązań. Problemy takie jak  polityka klimatyczna najlepiej podrzucić kolejnemu nowemu rządowi i wystawić go na przegraną na arenie krajowej i międzynarodowej. Konsensus polityczny i trwałość polityki pod pozorem  zmiatania trudnych spraw pod dywan, zamiast ich trwałego rozwiązywania  nie mogą napawać narodową dumą i nie powinny być nazywane racją stanu, jak to próbuje się przedstawiać.

Każda próba poważniejszej  rozmowy o szerzej rozumianej polityce klimatycznej ucinana była krótko w duchu najbardziej znanej  „klimatycznej” i antyinteligenckiej riposty prezydenta Wałęsy sprzed 25 lat : „stłucz pan termometr, nie będziesz miał pan gorączki”.  W efekcie wciąż część społeczeństwa uważa ze problem zmian klimatu to głównie kwestia wystarczająco głośnych sprzeciwów i skutecznych negocjacji, a nie faktów i wiedzy. Logika ta przypomina zachowanie ludów feudalnych, które uważały,  że najpierw pieją koguty, a potem (w efekcie) następuje wschód Słońca, ale teoria ta jak widać, przynajmniej w kilku krajach na świecie trzyma się jeszcze całkiem dobrze.

Nowy rząd staje przed wyzwaniem. Czy w polityce energetycznej wejść w buty starego? Czy w obliczu zbliżającej się grudniowej konferencji klimatycznej w Paryżu (COP21), gdzie maja być ustalone nowe cele w zakresie adaptacji do zmian klimatu i redukcji  emisji gazów cieplarnianych do 2030, skupić się na doraźnej socjotechnice czy też postawić problem szerzej?

Są głosy które bezceremonialnie  zalecają to pierwsze. Prof. Konrad Świrski zaleca rządowi „gorąco propagować nasze nowe stanowisko rozumienia problemów klimatycznych, ale jednocześnie wyszukiwać odpowiednie zdania i przecinki i te zobowiązania przesuwać na nieznane okresy czasu i do kolejnych ratyfikacji i potwierdzeń”. Czyli tradycyjnie - być „za a nawet przeciw”.
Powstają jednak pytania o wiarygodność Polski i zaufanie na arenie międzynarodowej, o to czy rząd w mataczeniu się sam nie  „zakiwa” i nie pogubi w sprzecznościach, czy zdoła utrzymać (i na jak długo) spójność i prawdziwość przekazu w stosunku do obywateli i czy weźmie na siebie odpowiedzialność za skutki zmian klimatu w Polsce. I czy rachunek za ew. zlekceważenie problemu  nie przyjdzie jeszcze przed końcem kadencji.

Nowy rząd ma minimum dwa powody i wymówkę  aby problem zignorować i pozbyć się gorącego kartofla.
Praktycznie stroną COP21 nie jest Polska tylko UE, która w sprawie celów klimatyczno-energetycznych na 2030 rok uzgodniła swoje stanowisko na szczycie w październiku ponad rok temu. Przypomnę za blogiem „Odnawialnym”: redukcja emisji CO2 o 40% z  dużych źródeł emisji w systemie ETS  (w stosunku do 1990 roku) i o 30% w sektorze non-ETS (w stosunku do 2005 roku), wzrostu udziału OZE do 27% i zmniejszanie zużycia energii o 27% (w stosunku do 2013 roku, nieobligatoryjne). Najwygodniej, choć mało elegancko, w starym styl i mało odpowiedzialnie, byłoby zatem zrzucenie „winy”  na odchodzący rząd.
Drugi powód jest jeszcze bardziej oczywisty. Nowy rząd jeszcze nie istnieje i rzeczywiście trudno mu będzie wypracować stanowisko przed 30-stym listopada, kiedy to COP21 się zacznie. Do tego momentu nie będzie nawet formalnie powołane ministerstwo energetyki, a – zgodnie z zapowiedziami zwycięzców w ostatnich wyborach - ministerstwo gospodarki praktycznie przestanie istnieć.

Nie chodzi o pominięcie w ważnej kwestii i punktu widzenia nowego ministra energetyki, byłby to olbrzymi błąd. Ale czy formalny brak resortu energetyki w pierwszych tygodniach funkcjonowania rządu w nowej strukturze nie jest też okazją do spokojniejszego, szerszego i bardziej bezstronnego i mniej resortowego przyjrzenie się zależnościom polityki klimatycznej, energetycznej i innych polityk?  Możliwe jest bowiem  wypracowanie „nowego” stanowiska w ministerstwie środowiska (które zapewne i tak będzie ściśle, nawet strukturalnie, współdziałać z resortem energetyki w sferze ochrony klimatu) i w nowym, wzmocnionym kadrowo i znacznie lepiej niż dotychczas umocowanym ministerstwie rozwoju. Kompetencje nowego ministerstwa rozwoju znacznie bardziej przenikają się z problematyką zmian klimatu niż dotychczasowej kompetencje ministerstwa gospodarki i dają szansę na spojrzenie na politykę klimatyczna z perspektywy rozwoju i szansy, a nie poprzez pryzmat kosztu, domniemanej „renty zacofania” w energetyce, czy nawet dążeń do blokowania rozwoju innowacyjnych technologii konkurencyjnych wobec węglowych. Polityka ekologiczna w wydaniu Ministerstwa Rozwoju mogłaby być szansą dla zielonej gospodarki, korzyścią dla kraju, a nie kulą u nogi dla okopującej się energetyki. Byłoby stratą czasu i okazji gdyby problem nowych światowych celów klimatycznych zajęły się jedynie służby odpowiedzialne na socjotechnikę i marketing polityczny.  

Jakie nowe okoliczności warto byłoby  wziąć pod uwagę przed wyjazdem polskiej delegacji na COP21? Warto przypomnieć te najbardziej spektakularne, które przebiły się do mediów i częściowo do świadomości obywateli:
  • ludność bezpośrednio doświadcza niespotkanych wcześniej w tak dużej skali efektów zmian klimatycznych, w tym  problemów związanych zaopatrzeniem w wodę pitną. Dotyczy to nie tylko obszarów Afryki, gdzie kilkuletnia susza i brak żywności uznawano za źródło migracji klimatycznych i konfliktu w Syrii oraz źródło obecnych problemów UE z uchodźcami, ale też USA (dramatyczny niedobór wody w Kalifornii) i Europy (tegoroczna susza dotknęła Polskę, Czechy i Rumunię i może kosztować 3 mld USD). Mając praktycznie najmniejsze zasoby wody w Europie, Polska poniosła tego roku dodatkowe  straty związane z ograniczeniami w poborze energii w szczycie letnim także wywołanych suszą ograniczeń w chłodzeniu bloków elektrowni węglowych  i może z tego samego powodu (mroźna zima po suchej jesieni) mieć problemy w szczycie zimowym i kolejnych,
  • po raz pierwszy od 40 lat, w 2014 roku udało się zatrzymać (ustabilizować) wzrost emisji CO2 na poziome 32 mld ton (społeczność międzynarodową może mieć po raz pierwszy poczucie,  że mimo wielu kłopotów, globalna polityka klimatyczna zaczyna powoli przynosić efekty);
  •  w 2014 roku przybyło ponad 120 GW nowych OZE do wytwarzania energii elektrycznej i było to już dwukrotnie więcej niż wzrost mocy w całej światowej energetykę konwencjonalnej
  • inwestycje w OZE sięgnęły 300 mld USD  i stały się one dźwignią, która napędzała inne zielone inwestycje o łącznej wartości 800 md USD (w energooszczędnym budownictwie, elektrycznym transporcie i w takich technologiach jak magazynowanie  energii)
  • 45 krajów przyjęło strategie „100% OZE”. Ale dodaje też, że identyczne strategie ma 45 miast i aż 60 największych firm amerykańskiego rankingu  „Furtune 100”.
  • prokuratura w USA wszczęła spektakularne postępowanie przeciw swojemu flagowemu  koncernowi  energetycznym Exxon Mobile za ukrywanie przed opinia publiczna i udziałowcami informacji o zagrożeniach jakie niesie efekt cieplarniany. Nastąpił odwrót wielu funduszu publicznych i prywatnych od dalszego finansowania energetyki węglowej,
  • Światowa Rada Kościołów zrzeszająca niemalże 600 mln wiernych przyjęła jednoznaczne stanowisko, że zgoda na postępujące zmiany klimatyczne oznacza brak szacunku dla praw człowieka . Papież Franciszek, który  ogłaszając encyklikę „Laudato si” wezwał 1,2 mld katolików na całym świecie do klimatycznego nawrócenia, w czerwcu przyszłego roku odwiedzi Polskę, a jego wizyta wpłynie na postawy obywateli wobec ochrony klimatu. 
  • 54 proc. populacji w 40 badanych krajach świata oceniło, że zmiany klimatyczne to „bardzo poważny" problem, a 78 proc. osób poparło pomysł, by ich kraj ograniczył emisję gazów cieplarnianych w ramach nowego międzynarodowego porozumienia, które może być podpisane na zakończenie COP21.
To nie jest tak,  że suma tych  licznych przesłanek jest dowodem w „sprawie klimatycznej”, ale nie jest też tak, że można je zwyczajnie zbagatelizować i działać po staremu, czyli przyjąć, że tylko jeden uprzywilejowany sektor zawodowej elektroenergetyki węglowej może decydować o kształcie polityki klimatycznej. Sektorowi węglowemu, zwłaszcza w sferze socjalnej i w sferze formułowania alternatywnej polityki rozwoju regionalnego na obszarach które będą wychodzić z uzależnienia węglowego (taką politykę prowadzono 30-40 lat temu w wówczas jeszcze węglowych zagłębiach Sary czy Ruhry), trzeba ewidentnie pomóc, ale trzeba też pamiętać o innych,  dotychczas marginalizowanych,  politykach i  obszarach. Porozumienie „Paryskie” (taki dokument będzie podpisany na koniec COP21), podobnie jak  już podpisany pakiet klimatyczno-energetyczny UE przywracają właściwe proporcje. Nowe ramy klimatyczne odchodzą od dotychczasowego wąskiego patrzenia na problem poprzez wyłącznie elektroenergetykę zawodową i system ETS (źródła powyżej 20 MW), na rzecz patrzenia całościowego, poprzez uwzględnienie także emisji z małych źródeł (niska emisja), o czym społeczność międzynarodowa zapomniała, lub czego nie dopilnowała  w latach 2013-2020. 

Z uwagą należy patrzeć na podejście nowego rządu do polityki klimatycznej i dać mu szanse na wypracowanie własnej strategii i możliwe szerokiego konsensusu społecznego w tej sprawie jako elementu szeroko rozumianej polityki rozwoju. Wyjścia poza myślenie resortowe i bieżące partykularyzmy  tradycyjnie nie jest łatwe. W  podjęciu dyskusji i ukierunkowaniu dalszych prac ważną role może spełnić Prezydent.  Andrzej Duda powołując Narodową Radę Rozwoju przy Prezydencie RP stwierdził, że będzie ona pracować nad rozwiązaniami strategicznymi w perspektywie lat 10, 20, 30. Zapowiedziana praca NRR i dyskusja nad polityką klimatyczną państwa, jeszcze przed COP21, są niezbędne  bo nowy rząd nie zdąży w pełni zmierzyć się z problemem, ale mogą być też ważne z innego powodu.  Praca Rady jako osób nieuwikłanych bezpośrednio w wewnętrzne intrygi energetyczno-klimatyczne i wysiłek Kancelarii mogą bowiem - o ile Prezydent wesprze swoim niewątpliwym autorytetem i podtrzyma inicjatywę – dać impuls dla rządu do podjęcia próby przynajmniej mentalnego wyrwania się Polski  z coraz głębszych kolein i utartych w innej rzeczywistości schematów.

PS. Nie bez żalu muszę dod, że opisane powyżej mechanizmy lobbingu te same sprane chwyty retoryczne i erystyczne bezceremonialnie zastosowano ponownie wobec nowej władzy i społeczeństwa. W kolejnym wpisie kontynuuję temat, już na konkretnym przykładzie, niestety

1 komentarz:

Hubert Bułgajewski pisze...

Może po prostu polskie władze pragną katastrof klimatycznych na Ziemi i u siebie. Przyspieszone globalne ocieplenie (runaway global warming)właśnie się zaczęło.
http://arcticicesea.blogspot.com/2015/11/naga-zmiana-klimatu-wasnie-sie-zaczyna.html
A Polsce pełno jest denialistów.